30 grudnia 2013

Rozczarowanie

Do końca dnia Łukasz się nie odzywał. Następnego ranka kilka minut po godzinie 9-tej obudził mnie SMS od niego.
Przepraszam, że się nie odzywałem. Mama zrobiła mi niesamowitą niespodziankę. To była najwspanialsza wigilia w moim życiu.
Uśmiechnęłam się do telefonu, odłożyłam go na szafkę i na powrót wtuliłam głowę w poduszkę. Po chwili do pokoju weszła mama. Obwieściła, że za chwilę idziemy do kościoła, bo na obiad przyjadą dziadkowie. Chcąc uniknąć świątecznych sprzeczek posłusznie wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie.
- Co się mówi? - zapytał tata, gdy usiadłam do stołu.
- Cześć? - odpowiedziałam pytająco.
- Jest Boże Narodzenie - przypomniał.
- Cześć z okazji Bożego Narodzenia? - zgadywałam.
- W moim domu rodzinnym zawsze się mówiło 'Na szczęście, na zdrowie z Bożym Narodzeniem' - wyjaśnił.
- Na szczęście, na zdrowie z Bożym Narodzeniem - powtórzyłam.
Kilkanaście lat wcześniej były wyjątkowe zwyczaje, ale co tradycja to tradycja - trzeba ją szanować, choć nie sądziłam, żebym tak mówiła do wszystkich spotkanych tego dnia osób.
Na obiedzie panowała bardzo miła atmosfera, jednak świąteczne dni zwykle są bardzo nudne - taki był również ten. Podobnie zapowiadał się następny - ciocia i wujek obiecali nas odwiedzić. Nie wiedziałam, kiedy spotkam się z Łukaszem. Wiadomość od niego dostałam dopiero w drugi dzień świąt. Przeprosił, że się nie odzywa i obiecał przyjechać po mnie następnego dnia i zabrać mnie do swojego mieszkania. Miałam przed tym pewne opory, ponieważ nie chciałam zakłócać rodzinnego spokoju  świątecznej atmosfery, ale Łukasz przekonywał, że moja obecność sprawi mu, jego ojcu, a przede wszystkim mamie wielką radość.
Jak się później okazało dzień spędzony w towarzystwie rodziców, cioci i wujka oraz ich sześcioletniego synka nie okazał się taki zły. Młody uczył mnie hymnu Chelsea Londyn, który poznał dzięki miłości jego ojca do tego klubu. Ciągle kazał mi go śpiewać. Odpowiadałam mu, że nie umiem, więc śpiewał sam. Chciałam nauczyć go hymnu Barcelony, ale nie był zainteresowany.
W poświąteczny dzień wstałam wcześnie, bo nerwy nie dawały mi spać. Wyobrażałam sobie mamę Łukasza jako wysoką blondynkę o długich nogach, pokręconych włosach i idealnej figurze. Mit o szablonowym wyglądzie modelek był głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze. Według nas wszystkie wyglądają tak samo.
W rzeczywistości mama Łukasza okazała się brunetką o średniej długości włosach. Jej nogi faktycznie były długie, a figura nienaganna. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, chociaż można było odnieść wrażenie, że różne uczucia toczą ze sobą walkę wewnątrz niej. Nie zadawała mi wielu pytań. Wytłumaczyłam sobie to tym, że nie chce, abym uznała, że jest wścibska. W rezultacie poszliśmy do Łukasza pokoju, a wieczorem wyszliśmy na spacer. Łukasz przez cały czas opowiadał o wigilii spędzonej pierwszy raz od kilku lat z obojgiem rodziców. Cieszyłam się, że moje życzenie, które złożyłam mu łamiąc się z nim opłatkiem, tak szybko się spełniło.
Kolejnego dnia wybrałam się z Blanką na zakupy. Po przejściu wszystkich sklepów i kupieniu mnóstwa niepotrzebnych rzeczy będących na wyprzedaży zadzwoniłam do Łukasza. Odezwał się z Agrykoli. Obiecałam przyjechać do niego. Rozstałam się z Blanką, wsiadłam do odpowiedniego autobusu i pojechałam na Myśliwiecką. Na miejscu byłam chwilę przed zakończeniem treningu przez mojego chłopaka. Rozkładając swoje zakupy usiadłam na schodach w korytarzu. Po chwili usłyszałam, że ktoś idzie z góry. Przesunęłam swoje torby, aby zrobić miejsce do przejścia.
- Kogo ja tu widzę? - usłyszałam za swoimi plecami. - Spotykamy się w tym samym miejscu, ale chyba dawno cię tutaj nie było.
Podniosłam się i obróciłam za siebie. Ujrzałam Kubę - kolegę Łukasza, który pocieszał mnie po moim rozstaniu z Wojtkiem.
- Kuba! - zawołałam. - Jak miło cię spotkać.
- Cieszę się, że jest ci miło, że mnie spotykasz - odpowiedział z uśmiechem.
- Rzeczywiście rzadko tutaj bywam, ponieważ zrezygnowałam ze sportu, który dotychczas uprawiałam, a zaczęłam grać w piłkę i mam mało czasu na odwiedzanie Łukasza na treningach.
- To wielka szkoda, ale mam nadzieję, że znajdziesz czas, żeby się gdzieś kiedyś spotkać.
- Oczywiście, że znajdę. Tylko zapytam Łukasza, kiedy mu odpowiada.
- Macie już plany na Sylwestra? Organizuję małą domówkę u siebie, będzie trochę znajomych z mojej szkoły, ich znajomi, wspólni znajomi. Może mielibyście ochotę do nas dołączyć?
- Szczerze przyznam, że jeszcze o tym nie myślałam.
- To zapraszam do mnie. Podam ci mój numer, żebyś mogła zadzwonić jak się zdecydujecie - zaproponował Kuba i zaczął dyktować swój numer telefonu. W tym samym momencie zobaczyłam grupę chłopaków wychodzących z sali. Wśród nich był Łukasz.
- Od razu zapytam Łukasza, czy zechce, abyśmy do ciebie przyszli - powiedziałam.
- Nie, wiesz, lepiej będzie jeśli pogadasz z nim później - odpowiedział Kuba. - Teraz jest na pewno zmęczony. Idę do szatni, do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Zaskoczyła mnie taka szybka reakcja Kuby na to, że chciałam zawołać Łukasza, by zapytać go, czy zechce iść do niego na Sylwestra. Może chciał zaproponować mu to sam? Nie wiedziałam co o tym myśleć, usiadłam ponownie na schodach i czekałam aż mój chłopak wyjdzie z szatni.
Po opuszczeniu Agrykoli pojechaliśmy do mieszkania Łukasza. Gdy weszliśmy do środka od progu dało się słyszeć podniesione głosy dobiegające z salonu. Łukasz westchnął, rzucił swój plecak, zdjął kurtkę, szepnął do mnie: ,,Idź do mojego pokoju", a sam udał się do salonu. Posłuchałam go, wzięłam swoje zakupy i zamknęłam się w jego pokoju. Po chwili głosy w sąsiednim pomieszczeniu uciszyły się. Było to zapewne spowodowane interwencją Łukasza, który właśnie do mnie dołączył.
- Co się stało? - zapytałam kiedy usiadł obok mnie.
- Kłócili się o coś - odpowiedział. - Nieważne.
Resztę dnia spędziliśmy nie wychodząc z Łukasza pokoju. Wieczorem odwiózł mnie do domu. Umówiliśmy się, że następnego dnia zadzwoni do mnie około południa, aby mnie zawiadomić, czy ma trening, bo nie było to pewne. Jeśli nie będzie miał treningu to mieliśmy wybrać się razem do kina.
Wstałam po 10-tej, umyłam się, ubrałam, zjadłam i od 11-tej byłam gotowa do wyjścia z domu. Łukasz jednak nie zadzwonił do 13-tej. Zaczęłam się martwić, dlatego postanowiłam napisać do niego wiadomość. Zapytałam, czy przyjedzie po mnie, czy idzie na trening. Otrzymałam krótką i niezrozumiałą odpowiedź:
Nie przyjadę i nie idę na trening. Zajmij się dzisiaj czymś innym, przepraszam
Zrozumiałam tylko tyle, że coś poważnego musiało się stać. Długo się nie zastanawiałam, ubrałam płaszcz, buty i szalik po czym wyszłam z domu. Pod drzwiami Łukasza byłam jakieś pół godziny później. Delikatnie zapukałam, jednak nikt mi nie otworzył. Nacisnęłam na dzwonek. Po chwili przy drzwiach pojawił się Łukasza tata.
- Cześć, Ola - powiedział cicho. - Wejdź do środka.
Weszłam, ale nic nie powiedziałam. Widziałam, że nie chce ze mną rozmawiać. Wyglądał jakby nie interesował go cały świat, więc jak mogłaby interesować go rozmowa ze mną, czy nawet moje ,,dzień dobry".
Udałam się do pokoju Łukasza. Drzwi były zamknięte na klamkę, którą bez słowa nacisnęłam. W pierwszej chwili po wejściu do środka nie byłam pewna, czy wewnątrz jest Łukasz. Zastałam wszechobecny bałagan. W jednym kącie były rozrzucone drobne i duże kawałki szkła, między którymi leżała jego ulubiona piłka - Jabulani - całkowicie pozbawiona powietrza. Wokół było sporo ubrań, a w przeciwnym kącie pokoju siedział Łukasz z pokaleczoną prawą ręką.
- Łukasz - podbiegłam do niego - co tutaj się stało?
Nie odpowiadał. Nieobecnymi oczami patrzył w okno.
- Co się stało, Łukasz? - powtórzyłam swoje pytanie, ale tym razem również nie doczekałam się odpowiedzi.
Sięgnęłam zrezygnowana do kieszeni i wyjęłam z niej chusteczki. Owinęłam nimi dłoń Łukasza i powiedziałam, że musi ją przemyć zimną wodą, a następnie spirytusem, bo są w niej kawałki szkła. Po tych słowach nareszcie miałam okazję usłyszeć jego głos.
- Co tam moja ręka - powiedział. - Zniszczyłem Jabulani.
Zaniemówiłam zbita z tropu. Do tej pory było dla mnie logiczne, że rozbił lampę i rozciął piłkę z jakiegoś konkretnego powodu, a w tej chwili jego słowa zabrzmiały jakby zrobił to przez przypadek i dlatego teraz cierpiał.
- Możesz mi powiedzieć, co się stało, czy dalej mam się domyślać? - rzekłam stanowczo. - Szczerze powiedziawszy to już nic nie rozumiem.
- A nie widzisz? Rozjebałem moją ulubioną piłkę, moją pamiątkę po Mundialu 2010.
Łukasz nigdy do mnie nie przeklinał, więc w tej chwili bardzo wyraźnie podkreślił powagę sytuacji.
- I dlatego płaczesz? Dobrze zapowiadający się piłkarz grający w warszawskim klubie i posiadający pełną szafę piłek płacze z powodu utraty jednej?
- Nie rozumiesz - krzyknął wstając z podłogi.
- Nie rozumiem, masz rację.
- Ona była jedyna. Najważniejsza, najpiękniejsza, wspaniała, kochałem ją, ale teraz już przestałem mieć nadzieję, że będzie tak jak kiedyś.
Słuchając mojego chłopaka czułam się jakbym trafiła do szpitala psychiatrycznego i nie miałam pojęcia, czy to ja jestem chora, czy on. Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Stał właśnie przede mną prawie dorosły zapłakany chłopak, który opowiadał o piłce jako o miłości swojego życia.
W tej właśnie chwili coś jednak zrozumiałam.
On nie mówił o piłce. Nie chodziło o piłkę, gdy mówił, że przestał mieć nadzieję, że będzie tak jak kiedyś. Dopiero teraz połączyłam fakty: mina jego ojca, gdy otworzył mi drzwi, przejmująca cisza panująca w mieszkaniu, wczorajsza kłótnia jego rodziców, zniszczenie przez Łukasza najcenniejszej dla niego rzeczy.
Przytuliłam mocno Łukasza.
- Gdzie jest teraz twoja mama? - zapytałam.
- Nie wiem, wyszła gdzieś. Rozumiesz, ja myślałem, że ona wróciła na stałe, że znowu będzie tak, jak przed jej wyjazdem, że nareszcie będziemy stanowić normalną rodzinę, a ona tak po prostu powiedziała mi dzisiaj, że wyjeżdża i zaprosiła mnie do siebie na wakacje. Jak gdyby nigdy nic wyszła z mojego pokoju, a ja wtedy sięgnąłem po to co leżało najbliżej mnie, a była to Jabulani i rzuciłem nią w lampę, która od razu się stłukła. Piłka była jeszcze cała, więc podszedłem do niej, podniosłem szkło i zacząłem przyciskać je do niej. Powietrze zaczęło uciekać, z rąk zaczęła mi płynąć krew...
- Daj spokój, Łukasz - powiedziałam. - Chodź, pojedziemy do galerii i kupimy oficjalną piłkę Euro 2012. Jest już w sklepie, bo była już zaprezentowana na początku grudnia.
- Ale ja chcę tamtą - odpowiedział odwracając się ode mnie.
Czułam, że czeka mnie trudne zadanie. Teraz, kiedy już rozumiałam, że nie płacze z powodu piłki, a tylko udaje, że jego ból jest spowodowany jej zniszczeniem, musiałam znaleźć sposób w jaki mogłam go odciągnąć od myślenia o krzywdzie, jaką po raz kolejny wyrządziła mu mama.
Łukasz zachowywał się trochę jak dziecko, ale nie umiał sobie już z tym radzić. Może kiepska byłaby ze mnie psycholożka, ale pojmowałam, że opuszczenie go i jego ojca przez matkę, dla której najważniejsza była kariera, odcisnęło na nim piętno, którego nie mogłam zwalczyć. Mimo że miał wszystko, czego pragnął, brakowało mu miłości i zainteresowania ze strony matki.
- Chodź - podjęłam. - Idziemy.
- Dokąd? - podniósł głowę i popatrzył na mnie.
- Pojedziemy do galerii, kupimy piłkę, a później zjemy u mnie obiad - ułożyłam szybko plan na kilka następnych godzin.
Łukasz wstał z podłogi i poszedł do łazienki. Ja w tym czasie pozbierałam chusteczką grubsze kawałki szkła i zabrałam z nich piłkę. Nie była aż tak bardzo zniszczona. Uznałam, że dałoby się ją jeszcze jakoś ,,posklejać". Kiedy Łukasz wrócił z łazienki wyglądał już bardziej przyzwoicie - umył rękę i pozbył się zakrwawionej koszulki.
Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam niepewnie: ,,Wszystko będzie dobrze", chociaż sama nie znosiłam, kiedy ktoś tak do mnie mówił.
Kiedy wychodziliśmy z mieszkania Łukasza tata nawet nie zajrzał do przedpokoju, czy wychodzę ja, czy Łukasz, czy oboje. Pojechaliśmy do Galerii Mokotów, znaleźliśmy Adidasa, a w nim oficjalną piłkę Euro 2012. Po jej zakupieniu Łukasz wyglądał już lepiej niż wcześniej, ale wciąż nie udało mi się poprawić mu humoru na tyle, byśmy mogli normalnie porozmawiać. Najwidoczniej na facetów zakupy nawet najbardziej pożądanych rzeczy nie działają tak, jak na kobiety.
Gdy przyjechaliśmy do mnie zapadł już zmrok. Mama z uśmiechem otworzyła nam drzwi i zaprosiła nas do stołu. Tego dnia zauważyłam, że przekonała się do Łukasza i już nie musi starać się być dla niego miła. Zjedliśmy razem obiad, po czym postanowiliśmy rozpakować nasz dzisiejszy zakup. Tata zainteresował się nowym nabytkiem Łukasza, więc nie poszliśmy do mnie tylko zostaliśmy w salonie.
- Teraz będziesz miał najnowocześniejszy sprzęt, Łukasz - powiedział mój tata, gdy rozpakowywaliśmy piłkę. - Zazdroszczę, sam chętnie bym sobie taką kupił.
- Ty byś sobie taką kupił? - odezwała się z kuchni mama. - A po co tobie piłka? Nawet ci się nie chce raz w tygodniu iść na tenisa!
- Nie mam towarzystwa do tenisa - skontrował ojciec.
- Teraz to mnie obraziłeś! - zawołała mama, a wchodząc do pokoju dodała: Ja nie jestem dobrym towarzystwem?
- Ty grasz z koleżankami, przecież nie będę grał z wami - sprostował ojciec.
- A mógłbyś, myślę, że nie miałyby nic przeciwko temu.
- Daj spokój. Wolę grać w piłkę - odpowiedział tata na powrót spoglądając na mnie i Łukasza męczących się z rozpakowywaniem Tanga 12.
- Jakoś nigdy nie grasz - mama nie ustępowała.
- Albo ja nie mam czasu, a innym razem moi kumple nie mają czasu. Taki zapracowany ten dzisiejszy świat.
- Tak, tak, tłumacz się, tłumacz - uznała nieprzekonana mama. - Ładna ta piłka - dodała, gdy wyjęliśmy futbolówkę z pudełka.
- Wspaniała - powiedział zapatrzony tata.
- Doskonała - nareszcie odezwał się Łukasz. - Dziękuję, że mnie na nią namówiłaś - uśmiechnął się do mnie.
Poczułam gdzieś głęboko w duszy, że wygrałam. Tak niewiele, ale wywołałam dziś uśmiech na twarzy Łukasza. Najtrudniejsze było jednak przed nami, bo tego samego wieczora mój chłopak wrócił do domu, gdzie przywitały go spakowane walizki i jego matka, która oznajmiła mu, że następnego dnia ma samolot do Nowego Jorku.